Srebrny 5cio tygodniowy kocurek poszukuje mięciutkich kolanek do spania (funkcja miziania mile widziana). Wielkość kolanek nie ma znaczenia, najważniejsza jest wielkość serca właściciela. Serce musi być ogromne, albowiem kociak ma wiele miłości do zaoferowania.
Aktualnie przebywa w Domu Tymczasowym gdzie pobierał nauki
-samodzielnego jedzenia
-korzystania z kuwety
-socjalizacji z ludźmi i zwierzętami
-chwytania za serce każdej napotkanej osoby
Zajęcia ukończył z oceną bardzo dobrą.
Kociak jest fantastyczny kocha ludzi i nie odstępuje na krok. Używa sygnałów dźwiękowych do sygnalizacji głodu więc opieka nad nim jest banalna. Dużo przeszedł więc zasługuje na jak najlepszy dom i dużo głaskania, przytulania i kochania.
Mieszka ze mną w Olsztynie, mogę go dostarczyć do Trójmiasta. W razie innych miejsc w Polsce coś się wymyśli :)
W celu uzyskania większej ilości informacji:
Ania
517 254 710
poniedziałek, 23 czerwca 2014
sobota, 31 maja 2014
O domach tymczasowych part I
Po lewej najcudowniejsze stworzenie świata-Jędruś śpiący na kocyku na ziemi transporter a pod swetrem małe płaczące zawiniatko.. Za każdym razem jadąc do domu zastanawiam sie czy konduktor nie postanowi mnie wyrzucić. W plecaku 3 marchewki i resztka sojowego białka obok walizka zapełniona książkami, mlekiem dla kociąt 2 parami spodni i koszulka Jack'a Daniels'a przywieziona z woodstocku która przeżyła juz wszystko. Na nogach balerinki ktore pasują do całego outfitu jak kura do klatki. Dziurawe spodnie i różowy sweter z resztka kociej karmy na ramieniu.
Wyglądam jakbym przeżyła tysiąc lat zycia a to tylko stan po 4 nieprzespanych nocach milionach wykonanych telefonów i wysłanych maili po jednym z 5 egzaminów i jedyne o czym myśle to jak nakarmić kocie maleństwo w pociągu zeby nie nabrudzic. Bo to tak wyglada życie DT. Po łokcie w futrze, mleku i karmie po nieudanej próbie przyuczania do stałego jedzenia. Z zapasem papieru w torebce zeby wytrzeć kota w razie wpadki i paczka ciasteczek gdyby Jędrzej zaczął szaleć. Za każdym razem jednak zapytana o maluchy opowiadam z uśmiechem na ustach o tym jak cudownie chowa sie takie maluchy. Jak smutno sie je oddaje ale jaki człowiek jest szczęśliwy wiedząc ze uratował im życie. Ale momentami jest cieżko.
Codziennie 6.00 na nogach. Wstać. Przygotować kotom śniadania. Potem ubrać sie. Zobaczyć ze pan Jędrzej zjadł młodym papu. Przygotować kolejne. Zamknąć Jędrzeja. Dać małym talerzyk. Nie chcą jesc. Zachęcić. Wytrzeć łapy z karmy po tym jak wytarzaly sie w misce. Zachęcić znowu. Jedzą. Znowu wytrzeć łapy, tym razem tez pyszczek i ogon (ale jak to ogon...). Zdrapac kocią melonke ze spodni. Przebrac sie. Czas cos zjesc samemu. Jędrzej płacze w pokoju wiec trzeba wypuścić (bo przeciez mu nie moze byc smutno). Nasypać płatków owsianych i zalać białkiem. Zrzucić jędrka z blatu. Ściągnąć wspinające sie malenstwo z nogawki. Jedrek znowu na blacie. Uhh. Resztki karmy z kocich lapek na spodniach. Przebrać sie. Damn' Jędrzej sam został z jedzeniem. W myślach pożegnać sie z owsianka. Wrocic do kuchni. Wstawić wodę. Zrobic kawe . Tego przynajmniej nie zje. Kawa... W miedzyczasie jedna ręka sprawdzać pogodę drugą druga masować kotu brzuch. Stopą turlasz piłeczki do zabawy. Opanować poranna kocia toaletę. Błagać o zbawienie. Na zajecia.
Wyglądam jakbym przeżyła tysiąc lat zycia a to tylko stan po 4 nieprzespanych nocach milionach wykonanych telefonów i wysłanych maili po jednym z 5 egzaminów i jedyne o czym myśle to jak nakarmić kocie maleństwo w pociągu zeby nie nabrudzic. Bo to tak wyglada życie DT. Po łokcie w futrze, mleku i karmie po nieudanej próbie przyuczania do stałego jedzenia. Z zapasem papieru w torebce zeby wytrzeć kota w razie wpadki i paczka ciasteczek gdyby Jędrzej zaczął szaleć. Za każdym razem jednak zapytana o maluchy opowiadam z uśmiechem na ustach o tym jak cudownie chowa sie takie maluchy. Jak smutno sie je oddaje ale jaki człowiek jest szczęśliwy wiedząc ze uratował im życie. Ale momentami jest cieżko.
Codziennie 6.00 na nogach. Wstać. Przygotować kotom śniadania. Potem ubrać sie. Zobaczyć ze pan Jędrzej zjadł młodym papu. Przygotować kolejne. Zamknąć Jędrzeja. Dać małym talerzyk. Nie chcą jesc. Zachęcić. Wytrzeć łapy z karmy po tym jak wytarzaly sie w misce. Zachęcić znowu. Jedzą. Znowu wytrzeć łapy, tym razem tez pyszczek i ogon (ale jak to ogon...). Zdrapac kocią melonke ze spodni. Przebrac sie. Czas cos zjesc samemu. Jędrzej płacze w pokoju wiec trzeba wypuścić (bo przeciez mu nie moze byc smutno). Nasypać płatków owsianych i zalać białkiem. Zrzucić jędrka z blatu. Ściągnąć wspinające sie malenstwo z nogawki. Jedrek znowu na blacie. Uhh. Resztki karmy z kocich lapek na spodniach. Przebrać sie. Damn' Jędrzej sam został z jedzeniem. W myślach pożegnać sie z owsianka. Wrocic do kuchni. Wstawić wodę. Zrobic kawe . Tego przynajmniej nie zje. Kawa... W miedzyczasie jedna ręka sprawdzać pogodę drugą druga masować kotu brzuch. Stopą turlasz piłeczki do zabawy. Opanować poranna kocia toaletę. Błagać o zbawienie. Na zajecia.
środa, 26 lutego 2014
Angus - kot trochę specjalnej troski
Śliczny roczny kocurek do adopcji. Wykastrowany, odrobaczony, z pełnym pakietem badań i szczepień.
Angus trafił do mnie na dom tymczasowy po tym jak jego była rodzina (jęsli tak to można nazwać po tym co zrobili) oddała go do schroniska bo "jest agresywny". Kłamstwo jak każde. Angus w istocie lubi czasem dziabnąć ale to z miłości i jak każdy kot nie po to by zrobić krzywdę tylko dla zabawy. Jest czyściutki i piękny. Zakochałam się w nim w chwili kiedy go tylko zobaczyłam. Niestety z racji tego, że nie mogę przygarnąć każdego kota na świecie jest u mnie tylko na DT. Jest on troche wychudzony ale nabiera masy :D Po zamknięciu w klatce popadł w depresje i w ogóle nie chciał jeść, ale w chwili kiedy przekroczył próg mieszkania od razu udał się do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Na początku był lekko nieprzystępny z powodu nowej sytuacji, obcego miejsca ale wystarczyło mu dać trochę miłości i oddawał 2 razy więcej. Jest trochę specjalej troski bo potrzeba dużo cierpliwości i pracy z nim żeby naprawić błędy wychowawcze poprzedniej rodziny ale szybko się uczy zmieniać niepoprawne zachowania. Jest u mnie już 2 mce i jest prawie całkowicie odmieniony. Kocha się przytulać i biegać razem z moim drugim kotem. Pilnie poszukuje domu stałego, albo kolejego 'tymczasu'. Gwarantuje że będzie cudowym kompanem, więc jeśli ktoś poszukuje przyjaciela to właśnie on.
Mogę go dowieźć w każde miejsce byle Angusek zaznał miłości i rodzinnego ciepła.
W razie potrzeby dodatkowych informacji:
Mój nr: 517 254 710
E-mail: andziagoc@gmail.com
Daj mu szanse na dom!
wtorek, 25 lutego 2014
Panie i Panowie: Białko sojowe
Kupiłam troche za namową współlokatora, ale nie żałuje, być może jest to jeden z lepszych zakupów w mojej wegańskiej 'karierze'
wygląda ono tak :D
Dostępe smaki to: truskawka, czekolada, wanilia
Ja zaoapatrzyłam się w 2 kg wanilli, za niecałe 60 zł.
Nie zjadam tego na masę :O tylko raczej jako uzupełnienie codziennej diety.
Zjadam jako "mleko" do płatków owsiaych, z mrożoną kawą, albo poprostu wypijam jako napój.
Cena: 60 zł/2 kg; 25zł/750 g jest chyba najniższą ceną za jaką moża posiąść taką ilość białka. W opakowaiu 2 kg jest około 70 porcji, przy czym ja robie z mniejszej ilości proszku a z większą il. wody co daje mi jakies 90 porcji po 500 ml każda. czyli jakies 45 litrów płynu za 60 zł (!) co daje jakieś 1,3 zł za litr czyli dużo, dużo miej niż zwykłe mleko sojowe a jest bardzo smaczne. Wprawdzie obawiam się że zaim zużyje tą paczke to wanilia zdąży mi się przejeść. Ale to się okaże bo jak narazie jestem bardzo miło zaskoczona smakiem.
Skład: Nie zawiera węglowodanów. Na porcje 30 g jest ok 24 g białka i 0,5 g tłuszczu.
Skład aminokwasowy
W razie wątpliwości odsyłam TU :)
Co sądzicie? :)
wygląda ono tak :D
Dostępe smaki to: truskawka, czekolada, wanilia
Ja zaoapatrzyłam się w 2 kg wanilli, za niecałe 60 zł.
Nie zjadam tego na masę :O tylko raczej jako uzupełnienie codziennej diety.
Zjadam jako "mleko" do płatków owsiaych, z mrożoną kawą, albo poprostu wypijam jako napój.
Cena: 60 zł/2 kg; 25zł/750 g jest chyba najniższą ceną za jaką moża posiąść taką ilość białka. W opakowaiu 2 kg jest około 70 porcji, przy czym ja robie z mniejszej ilości proszku a z większą il. wody co daje mi jakies 90 porcji po 500 ml każda. czyli jakies 45 litrów płynu za 60 zł (!) co daje jakieś 1,3 zł za litr czyli dużo, dużo miej niż zwykłe mleko sojowe a jest bardzo smaczne. Wprawdzie obawiam się że zaim zużyje tą paczke to wanilia zdąży mi się przejeść. Ale to się okaże bo jak narazie jestem bardzo miło zaskoczona smakiem.
Skład: Nie zawiera węglowodanów. Na porcje 30 g jest ok 24 g białka i 0,5 g tłuszczu.
Skład aminokwasowy
W razie wątpliwości odsyłam TU :)
Co sądzicie? :)
wtorek, 13 sierpnia 2013
Co zrobić kiedy nie ma co robić - wegańskie cannelloni z pomidorowym sosem pod owsianym beszamelem
Poprawka z anatomii może nie jest czymś co daje mi niesamowicie dużo czasu, ale przecież nie samą nauką człowiek żyje! Znalezione w szafce cannelloni zainspirowały mnie do fenomenalnego obiadu, który był niesamowicie prosty w wykonaniu. Mleko owsiane robione było przeze mnie sposobem na ciepło, bo nie miałam tyle czasu by zrobić je surowe. ale też wyszło wspaniałe ale troche zbyt gęste.
Składniki:
Makaron cannelloni (ja zużyłam 7 rurek)
Szklanka soczewicy
Średnia cebula
Puszka pomidorów
Przyprawa do pizzy (mi smakuje ale można samodzielnie zaszaleć z ziołami)
Duża starta marchewka
2 łyżki wegańskiej margaryny (lub wege masła jeśli ktoś takowe posiada)
Mąka (ja sypałam ją na oko)
Szklanka (tak mniej więcej) owsianego mleka
Gałka muszkatołowa
Przygotowanie:
Cebulę podsmażamy na oleju aby się zeszkliła. Dodajemy marchewkę i dusimy chwilę razem aby ta trochę zmiękła. Wrzucamy ugotowaną soczewicę i zalewamy pomidorami. Doprawiamy przyprawą. Smażymy razem aż do odparowania większosci wody po czym miksujemy. Jeśli sos jest za rzadki odparowywujemy jeszcze chwilę. Nadziewamy rurki (surowe!) gotowym sosem. Tu zalecam cierpliwość i uwagę choć pewnie to tylko ja jestem na tyle nieporadna by ubrudzić całą siebie i całą kuchnię sosem. Makaroniki wkładamy do nasmarowanego tłuszczem naczynia żaroodpornego. I zabieramy się za robienie beszamelu. Rzopuszczamy margarynę na patelni i dosypujemy powoli mąkę tak by się razem połączyły. Zalewamy mlekiem owsianym energicznie mieszając by nie było grudek. Sos doprawiamy gałką muszkatołową. Gotowym beszamelem sowicie polewamy makaron. po czym zamykamy naczynie żaroodoporne i pieczemy przez 40 minum w 200 stopniach. Przed zjedzeniem sprawdzamy czy makaron jesty miękki jeśli nie to pieczemy dodatkowe kilka minut. Smacznego!
Składniki:
Makaron cannelloni (ja zużyłam 7 rurek)
Szklanka soczewicy
Średnia cebula
Puszka pomidorów
Przyprawa do pizzy (mi smakuje ale można samodzielnie zaszaleć z ziołami)
Duża starta marchewka
2 łyżki wegańskiej margaryny (lub wege masła jeśli ktoś takowe posiada)
Mąka (ja sypałam ją na oko)
Szklanka (tak mniej więcej) owsianego mleka
Gałka muszkatołowa
Przygotowanie:
Cebulę podsmażamy na oleju aby się zeszkliła. Dodajemy marchewkę i dusimy chwilę razem aby ta trochę zmiękła. Wrzucamy ugotowaną soczewicę i zalewamy pomidorami. Doprawiamy przyprawą. Smażymy razem aż do odparowania większosci wody po czym miksujemy. Jeśli sos jest za rzadki odparowywujemy jeszcze chwilę. Nadziewamy rurki (surowe!) gotowym sosem. Tu zalecam cierpliwość i uwagę choć pewnie to tylko ja jestem na tyle nieporadna by ubrudzić całą siebie i całą kuchnię sosem. Makaroniki wkładamy do nasmarowanego tłuszczem naczynia żaroodpornego. I zabieramy się za robienie beszamelu. Rzopuszczamy margarynę na patelni i dosypujemy powoli mąkę tak by się razem połączyły. Zalewamy mlekiem owsianym energicznie mieszając by nie było grudek. Sos doprawiamy gałką muszkatołową. Gotowym beszamelem sowicie polewamy makaron. po czym zamykamy naczynie żaroodoporne i pieczemy przez 40 minum w 200 stopniach. Przed zjedzeniem sprawdzamy czy makaron jesty miękki jeśli nie to pieczemy dodatkowe kilka minut. Smacznego!
środa, 7 sierpnia 2013
Trochę inna "jajecznica"
Program wyjadania pasztetów cały czas trwa i postanowiłam zrobić coś co zawsze robiłam z tofu sałatkowym. Wegańską "jajecznicę". Zdziwiłam się jak smaczna wyszła :)
1 łyżka pasztetu sojowego z koperkiem
1 łyżka pasztetu sojowego z pieczarkami
łyżka ogórka kiszonego pokrojonego w kostkę
2 łyżki cebuli pokrojonnej w kostkę
ząbek czosnku
1/3 pomidora
łyżka kukurydzy
sól, pieprz, cukier
Cebulę razem z pokrojonym czosnkiem podsmażamy na patelni, gdy się zeszkli pdodajemy pomidora pokrojonego w małe kawałki, kukurydzę, ogorki. smażymi razem przez chwilę żeby wszystkie warzywa były ciepłe, i dodajemy pasztet (możemy go najpierw trochę pociąć na desce żeby nie wrzucać go w jednym kawałku) mieszamy razem, smażymy doprawiamy. Smacznego :)
1 łyżka pasztetu sojowego z koperkiem
1 łyżka pasztetu sojowego z pieczarkami
łyżka ogórka kiszonego pokrojonego w kostkę
2 łyżki cebuli pokrojonnej w kostkę
ząbek czosnku
1/3 pomidora
łyżka kukurydzy
sól, pieprz, cukier
Cebulę razem z pokrojonym czosnkiem podsmażamy na patelni, gdy się zeszkli pdodajemy pomidora pokrojonego w małe kawałki, kukurydzę, ogorki. smażymi razem przez chwilę żeby wszystkie warzywa były ciepłe, i dodajemy pasztet (możemy go najpierw trochę pociąć na desce żeby nie wrzucać go w jednym kawałku) mieszamy razem, smażymy doprawiamy. Smacznego :)
Co zrobić z pasztetem sojowym kiedy nie je się chleba? Wegańska sałatka z wkłądką
Moi rodzice skrupulatnie wyposażają mnie w pasztety sojowe, a perspektywa jedzenia ich z bułką trochę mi zbrzydła, więc co innego mogłam zrobić z pasztetem? Pomysł przyszedł mi do głowy podczas wieczornej przekąski.
Sałatka z resztek z wkładką:
pół opakowania pasztetu sojowego
pół pomidora
2 łyżki kukurydzy
3 plastry cebuli
ząbek czosnku
sól, pieprz
kawałek papryki
Wykonanie jest najbanalniejsze na świecie: Warzywa kroimy wrzucamy do miski, doprawiamy solą i pieprzem, mieszamy. pasztet sojowy wyciągamy z pudełka łyżką, kroimy, dorzucamy do sałatki. I tyle. Nie sugeruje mieszać warzyw z pasztetem zbyt intensywnie bo się rozsmaruje i zrobi z niego papka. Smacznego :)
Sałatka z resztek z wkładką:
pół opakowania pasztetu sojowego
pół pomidora
2 łyżki kukurydzy
3 plastry cebuli
ząbek czosnku
sól, pieprz
kawałek papryki
Wykonanie jest najbanalniejsze na świecie: Warzywa kroimy wrzucamy do miski, doprawiamy solą i pieprzem, mieszamy. pasztet sojowy wyciągamy z pudełka łyżką, kroimy, dorzucamy do sałatki. I tyle. Nie sugeruje mieszać warzyw z pasztetem zbyt intensywnie bo się rozsmaruje i zrobi z niego papka. Smacznego :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)